18 listopada 2010

Przepowiednia - Dean Koontz

"Przepowiednia" była dla mnie bardzo przyjemnym powitaniem z twórczością Deana Koontza, autora niezliczonych thrillerów, horrorów i kryminałów.
Powitaniem - dlatego, że nie została ona jedyną przeczytaną przeze mnie książką tego genialnego pisarza.
Natomiast dlaczego przyjemnym? Tutaj wiele trzeba wymienić...

Przede wszystkim należy zwrócić uwagę na niebanalną fabułę. Treść utworu mówi nam o mężczyźnie, któremu w chwili narodzin, umierający dziadek (prócz wady stóp, dokładnej miary i wagi etc.) wyznaczył pięć ważnych dat. Pięć dat najstraszniejszych dni jego życia. Wraz z momentem narodzin Jimmy'ego dziadek umiera. Koontz przedstawia nam koleje życia mężczyzny ze szczególnym uwzględnieniem tych właśnie koszmarnych dni.

Zakończenie powieści nawiązuje to jej początku, ale więcej szczegółów znajdziecie tylko w lekturze ;)

To co w występuje w utworach Deana Koontza, a rzadko pojawia się w książkach innych pisarzy to niezwykle swobodne podejście do pisania w obszernym tego słowa znaczeniu. Język książki jest zwyczajny (co nie oznacza tutaj - potoczny). Autor doskonale rozplanował fabułę w czasie. Pomimo iż opisane są tylko konkretne momenty z życia bohatera ich akcja płynie takim tempem, że wystarczy przeczytać jedną stronę nowego rozdziału, a już się jest wbitym w ten niezwykle regularny rytm. Wszystkiego jest tyle, ile należy. Nie za mało i nie za dużo.

Rozmowy między bohaterami są też bardzo neutralne. I to także jest ogromną zaletą twórczości Koontza. Czytelnik czuje się, jakby uczestniczył w toczących się na kartkach książki dialogach.

"Przepowiednia" to jedna z najlepszych książek, jakie przeczytałam. Wyzwala ona różne emocje, pozwala na przeniesienie się w miejsce i czas akcji oraz przeżywanie wydarzeń tak, jakby było się ich uczestnikiem. Książka cały czas trzyma w napięciu, występują zwroty akcji, ale wszystko jest przedstawione w bardzo zrozumiały sposób - zero zagmatwania.

Autor, za pomocą postaci głównego bohatera, Jimmy'ego, przedstawia nam życie w ciągłym strachu. Dzięki tej lekturze zauważamy, że niebezpieczeństwo może czyhać z każdej, nawet najmniej spodziewanej strony. Koontz udowadnia, że nic nie jest do przewidzenia, a pewne rzeczy po prostu muszą się wydarzyć, bez względu na to, jakie podejmiemy kroki, aby zniwelować zagrożenie.

Podsumowując, mogę jedynie ogromnie, szczerze i z całego serca podziękować panu Deanowi za to, co robi dla literatury świata. Za dawanie tylu przyjemności przy czytaniu Pańskich dzieł, za możliwość uczestniczenia w nich, za lekkość pióra, za wzbudzanie tylu emocji przy lekturze, za niezwykłość, oryginalność i niepowtarzalność, niezmiernie DZIĘKUJĘ!!!

Myślę, że w tych podziękowaniach zawiera się to wszystko, co chciałabym wam właśnie przekazać :-)

_____________


Jeszcze chcę WAM serdecznie podziękować za to, że czytacie mojego bloga i tak chętnie komentujecie. Dziękuję za pomoc w jego rozwoju. I wiedzcie, że was wszystkich naprawdę bardzo lubię :-)



.

13 listopada 2010

Biała wieża - Ola Bocheńska




Opis z okładki:
Młoda lekarka, Marina Błajet, choć świetnie radzi sobie z ratowaniem życia innych ludzi, nie bardzo wie, co zrobić ze swoim własnym. Wszystko się jednak zmienia, gdy spotyka malarza Vitto Morgensena, który twierdzi, że odwiedzała go w snach, nim spotkali się na jawie. Sprawa wydaje się przesądzona, bohaterowie skazani na romantyczne uczucie, ale stara prawda, że nic nie jest takie, jakim się wydaje, sprawdza się i w tej historii. Czy szalona miłość to w ogóle miłość? Kto kłamie i czy może lepiej nie wiedzieć, skoro nie zawsze można ufać temu, co widzą nasze własne oczy? Pełna humoru i autoironii opowieść o niezwykłym uczuciu dwojga ludzi, którzy muszą uwierzyć, że duchy, by podróżować, nie potrzebują tanich linii lotniczych, a wymiar umownie zwany rzeczywistym i świat snu są sobie bliższe, niż nam się wydaje.


Moja recenzja:

A więc dzisiejsza recenzja będzie raczej krótka, bo szczerze przyznaję, że nie ma co za wiele pisać o "Białej wieży".
Kiedy w zeszłym tygodniu udałam się do biblioteki na łowy, wypożyczyłam kilka sensacji, kryminałów... i myślałam jeszcze o jakiejś lekkiej, przyjemnej książce. Chodziłam po tej bibliotece i chodziłam, aż natrafiłam na tę właśnie pozycję. Z opisu wydawało mi się, że to jest to, czego szukam, ale przyznaję, rozczarowałam się.
Owszem, historia zawarta w książce jest dosyć banalna i w zasadzie tego chciałam - banalnej historyjki, bo na to miałam ochotę. A tym czasem natrafiłam na płytką miłość, gdzie dwoje ludzi przez chwilę świata poza sobą nie widzi, później pojawia się kobieta w ciąży, która niszczy ich szczęście. Następnie przez tydzień się do siebie nie odzywają, aż w końcu okazuje się (kreatywne to nie było), że kobieta jest w ciąży z bratem Vitto, a zaistniała sytuacja była wielkim nieporozumieniem. Koniec końców, Marina i Vitto godzą się i żyją długo i szczęśliwie.
To wszystko jeszcze nie jest takie złe, gdyby nie to, że fabuła jest przedstawiona w nieco nudny sposób.
Dla zasady starałam się czytać wszystko, nie omijając żadnych stron. Ale wytrzymałam w ten sposób tylko do połowy książki. W drugiej połowie opuszczałam kilkustronowe opisy przedpołudnia Mariny, tego jak wstaje, szczotkuje zęby, zastanawia się co ubrać i niemalże opisuje skład płatków śniadaniowych, które jadła kilka minut wcześniej. Od czasu kłótni z Vitto, Marina non stop zastanawia się co dalej, co ma robić, jak postępować, czy dzwonić, czy nie, czy się odezwać, czy czekać aż on to zrobi, czy w ogóle się jeszcze kiedyś odezwie, czy będą mieli szanse na szczęśliwe życie, czy to już koniec, czy jest jeszcze nadzieja, i tak w kółko...
Czytając w opisie o duchach latających tanimi samolotami i tajemniczych snach spodziewałam się czegoś unikalnego, niezwykłego, oryginalnego, a tym czasem okazało się, że jedynym nawiązaniem do tych ponadczasowych aspektów, był fakt, że głównym bohaterom śniły się w jednym czasie te same sny.

To jest tylko i wyłącznie moja subiektywna ocena, ale jeśli ktoś poszukuje właśnie prostej, przyjemnej wciągającej powieści, to zdecydowanie odradzam Białą wieżę, gdyż przy tej książce ja sama zmęczyłam się bardziej niż wypoczęłam. Chociaż przyznaję, były i ciekawe fragmenty, ale szczerze mówiąc zbyt wiele ich nie było.

Cóż, takie życie.
Nie do końca orientuję się, czy Ola Bocheńska napisała jeszcze jakąś książkę, ale nawet jeśli, to raczej po nią nie sięgnę.
________________

Pozdrawiam :)

6 listopada 2010

Seria Niefortunnych Zdarzeń - Lemony Snicket - książka dla dzieci czy dla dorosłych?


Seria:
1. Przykry początek
2. Gabinet gadów
3. Ogromne okno
4. Tartak tortur
5. Akademia antypatii
6. Winda widmo
7. Wredna wioska
8. Szkodliwy szpital
9. Krwiożerczy karnawał
10. Zjezdne zbocze
11. Groźna grota
12. Przedostatnia pułapka
13. Koniec końców

Moja recenzja:
Seria niefortunnych zdarzeń często klasyfikowana jest jako literatura dziecięca. "Niesamowity horror dla dzieci" - możemy przeczytać w wielu recenzjach. Owszem, książka opowiada o trójce dzieci, z których najstarsza Wioletka ma 14 lat, a najmłodsze Słoneczko dopiero uczy się mówić. Język jest prosty, aby dotrzeć do najmłodszych czytelników. Częste wtrącenia autora, jego tłumaczenia trudnych słów włączone w treść utworu pomagają im w zrozumieniu czytanego tekstu.
Rodzeństwo Baudelaire (Wioletkę, Klausa i Słoneczko) poznajemy w momencie, kiedy dowiadują się oni o pożarze ich wielkiego domu i śmierci rodziców.Wtedy ich dotychczasowe życie legnie w gruzach. Trafiają pod opiekę krewnego hrabiego Olafa, który traktuje je bardzo surowo i wciąż czyha na wielki majątek, który jest mu powierzony do czasu osiągnięcia pełnoletności przez Wioletkę. Z czasem, mimo jego oszustw, ludzie przekonują się o jego podłym charakterze. W kolejnych tomach hrabia Olaf posuwa się do coraz groźniejszych czynów. Kradnie, podszywa się, podpala i zabija. Nie szanuje życia innych ludzi.
Fabuła "Serii niefortunnych zdarzeń" ma też sens przenośny. Dzieci widzą w tej historii faktycznie horror, natomiast ludzie bardziej dojrzali, dorośli, z pewnością odkryją jej przekaz o życiu, jego sensie, a szczególnie brutalności. Przykład hrabiego Olafa, który przebiera się za różnych ludzi, wywołując tym samym niekiedy zabawne sytuacje, ilustruje złych ludzi, złodziei, morderców i krzywdzicieli. Z kolei sierotki Baudelaire symbolizują wojowników dobra, walczących o jego zwycięstwo nad złem.
Przez 13 tomów powieści przewija się wiele różnych wątków. Mnie osobiście najbardziej zaciekawił wątek trojaczków Bagiennych. Dwoje z nich początkowo uważa, że trzeci nie żyje, później jednak Quigley odnajduje się i jest szczęśliwy wracając do pozostałej dwójki rodzeństwa. Niestety w ostatnich tomach nie poznajemy już dalszych losów trojaczków, nad czym bardzo ubolewałam.
Narrator, Lemony Snicket, wciąż powtarza, że historia Wioletki, Klausa i Słoneczka nie skończy się szczęśliwie. Kiedy wydaje się, że wszystko już się zaczyna układać, że będzie już dobrze, to właśnie on pozbawia czytelnika nadziei na radosny finał wydarzeń.

Podsumowanie:
Jak więc skończy się historia? Ile osób niesłusznie zginie? Czy w końcu hrabia Olaf zostanie ukarany za swoje złe czyny? I kim jest tajemnicza Beatrycze?
Tego zdradzić nie mogę, ale z pewnością polecam tą książkę czytelnikom naprawdę każdego pokolenia, gdyż zmienia ona pogląd na świat, ukazuje to, czego na co dzień często nie dostrzegamy.
Ja przeczytałam tą serię około roku temu, a mimo to cieszę się, że poznałam tą historię, gdyż od samego początku mogłam spoglądać na nią z perspektywy dojrzalszego człowieka. Nie uważam, żeby był to czas stracony na banalną książkę dla dzieci, gdyż "Seria..." nią właśnie nie jest.
I jestem pewna, że jeszcze nie raz sięgnę po lekturę tej niezwykłej i fascynującej powieści.

                 

Zapraszam do odwiedzania i komentowania :)
Pozdrowienia