Tak... Elizabeth i William na dobre wpasowali się w klimat Karaibów, mieli swoje miejsce na Czarnej Perle, wśród Jacka Sparrowa, Hectora Barbossy i innych znanych nam już piratów.
Jak to możliwe, że teraz ich zabrakło...?
Z tą informacją na pewno nie mógł się otrząsnąć żaden wierny fan czołowego pirackiego trio: Jack, Will i Elizabeth.
W trzeciej części filmu historia Willa i Elizabeth już miała swoje zakończenie. Czy żyli długo i szczęśliwie? Możemy się domyśleć, że tak, gdyż pomiędzy nimi było ogromne uczucie, którego nawet klątwa Latającego Holendra nie była w stanie zburzyć.
Ale z bohaterami już nie jest dane się nam spotkać w nowej części.
"Na nieznane wody" wypłynął bowiem tylko legendarny Jack Sparrow.
Czy aby na pewno 'tylko'?
A jeżeli istnieje jeszcze jeden Jack Sparrow?
A co, jeśli okaże się, że jest... kobietą?
Z pewnością większość fanów Elizabeth i Willa sceptycznie nastawiała się do Angelici i Czarnobrodego. Ja osobiście także nie uniknęłam tego uczucia. Bałam się, że ich postacie nie dorównają symbolicznej już pirackiej parze z poprzednich części. Ale najlepszą receptą na te wątpliwości okazało się nic innego jak obejrzenie filmu.
Bohaterki granej przez Penelope Cruz do tej pory nie znaliśmy, chociaż była ona już od dawna obecna w życiu Jacka Sparrowa. Jej postać wprowadza w film świeżość. Dzieje się coś nowego, ciekawego, z czym jeszcze nie mieliśmy do czynienia oglądając tę serię.
Już na początku "Piraci..." emanują zupełnie innym klimatem niż w poprzednich częściach. Całość zdecydowanie różni się od wcześniejszych filmów. Na szczęście (jak dla mnie) w "Nieznanych wodach" nie ma aż tylu fantastycznych i jednocześnie przerażających swym wyglądem postaci jak na przykład Davy Jones, Bill Turner czy reszta załogi Latającego Holendra, z czasów, kiedy to będąc "częścią załogi" stawali się jednocześnie "częścią statku".
Co natomiast powiecie na... piękne, choć zabójcze syreny?
Czwarta część wraz z postacią Angelici oraz innych nowych bohaterów zapoczątkowała nową erę w serii o karaibskich piratach. "Klątwę...", "Skrzynię..." i "Kraniec świata" można uznać za swoistą trylogię. Tutaj zaś zaczynają się tak jakby "Nowe przygody Jacka Sparrowa", które z wielką chęcią oglądamy, nadal śmiejąc się z jego pokrętnej logiki, gier słów, licznych oszustw oraz szalonych pomysłów, które rozbawiają nas do łez, jednocześnie ucząc dystansu do siebie i innych ludzi.
"Piraci z Karaibów: Na nieznanych wodach" zdecydowanie nie są filmem nakręconym 'na siłę'. Pomimo iż to już czwarta część, fabuła jest oryginalna, ciekawa oraz zaskakująca, a po obejrzeniu trwać będziemy w oczekiwaniu na kolejne części (tak, Disney planuje już nakręcenie 5 i 6 części :D).
Teraz już każdy wie, co zrobić, gdy się spotka pirata. Oczywiście... poprosić o autograf ;D
~~~~~